Zastanawialiście się kiedyś, co
czują pięściarze przed, podczas i po walce? Przedstawię Wam to z mojej
perspektywy. Posłuchajcie, jakie emocje towarzyszą mi od chwili otrzymania
terminu pojedynku do kilku dni po występie i jak wygląda moje przygotowanie
mentalne.
Poznaję termin walki
Tuż po podpisaniu kontraktu na
walkę ogarnia mnie euforia i niespożyta energia. Robię się hiperaktywna,
gadatliwa i od razu mam ochotę robić 3 treningi dziennie. Na każdym biegu,
tarczy czy sparingu daję z siebie wszystko, a perspektywa walki wyzwala dodatkowe pokłady energii. Zaczynam też
bardziej zwracać uwagę na dietę, by dostarczać mojemu organizmowi tego, co jest
mu potrzebne do optymalnego funkcjonowania.
Następną, bardzo przyjemną
czynnością, jest wybór piosenki, przy której wyjdę do ringu. Jest to dla mnie
bardzo ważne, bo muzyka mocno mobilizuje mnie do treningów. Nie chciałabym
wychodzić do walki przy przypadkowej piosence. Mam ponad 20 utworów, które chciałabym
słyszeć w drodze do boju i mam nadzieję, że uda mi się wykorzystać wszystkie.
Choć muzyka jest dla mnie taka ważna, muszę przyznać, że przed walką słyszę
tylko początek wybranego przez siebie utworu, bo później ogarnia mnie takie
skupienie, że dopiero oglądając transmisję dowiaduję się, kiedy przestali grać
moją piosenkę. Nigdy nie zostawiam wyboru kawałka na ostatnią chwilę, bo jest
mi on potrzebny do wizualizacji. Muszę wiedzieć, przy jakiej muzyce wyjdę, by
wyobrażać sobie to jak najdokładniej i jak najczęściej.
Kolejnym przyjemnym etapem jest
napisanie na kartce, jak będę się czuła przed walką, co zrobię z przeciwniczką,
co da mi ta konfrontacja i dlaczego tak właśnie będzie; słowem – piszę sobie
idealny scenariusz. Jest to sposób, który polecają wszyscy ludzie sukcesu i
uwierzcie mi, że spełniła mi się w życiu każda rzecz, którą zapisałam – niektóre
trochę później, niż chciałam, ale w końcu się spełniły. Niektóre przyszły z
kolei znacznie szybciej, niż planowałam. Ważne jest, by napisać jak najwięcej
szczegółów – datę i miejsce walki, nazwisko przeciwniczki itd. Następnie czytam
ten tekst codziennie i podświadomość nastawia mój organizm na realizację tych
zadań. Lubię też odwiedzić miejsce gali przed walką, by wiedzieć, jak wygląda
hala, gdzie będzie stał ring, skąd będę wychodziła, gdzie będę się rozgrzewała
itd. Wizualizacja jest wtedy dużo
skuteczniejsza.
Podczas przygotowań
Wysoki poziom energii i nastrój
oczekiwania utrzymują się przez cały okres przygotowań do gali. Muzyka działa
na mnie wtedy jeszcze mocniej. Podczas biegu w parku mam ochotę wyśpiewać na
głos każdą piosenkę, która leci w MP3. Co jakiś czas nachodzą mnie też
wątpliwości. Przychodzą myśli w rodzaju „po co ci to, mogłabyś wykonywać każdy
zawód” itp., ale po chwili ulatują.
Kilka dni przed walką
Na kilka dni przed walką lubię
mieć wokół siebie najbliższych. Bardzo pomaga mi ich wsparcie. W tym okresie
jestem też bardziej pobłażliwa wobec siebie. Pozwalam sobie na więcej niż
zwykle, a podczas zakupów nie odmawiam sobie rzeczy, których bym w innym czasie
nie kupiła ze względu na zdrowy rozsądek. Myślę, ze jest to jakiś sposób radzenia
sobie ze stresem. Ostatnie dni przed galą najbardziej lubię spędzać w domu
czytając, oglądając filmy i ogólnie kumulując energię.
Doba przed walką
Podczas nocy przed galą śpię
dobrze, ale w dzień walki nie ma już mowy o drzemce. Od rana jestem nakręcona,
chcę już wejść do ringu i nie potrzebuję nic bardziej pobudzającego od herbaty.
Widok mojego pokoju hotelowego jest wtedy dosyć zabawny. Trudno mi usiedzieć w
miejscu, więc robię walkę z cieniem i wczuwam się przed
lustrem. Gdy nachodzi mnie obawa przed porażką lub słabym występem, myślę o
wszystkich, którzy mi kibicują, a szczególnie o znajomych, którzy przyjadą
dopingować mnie na żywo. To dodaje wielkiej wiary w siebie, bo nie chcę ich
zawieść. Stres odganiam natomiast prostym i prawdziwym wytłumaczeniem, że całe
napięcie minie wraz z pierwszym gongiem.
Podczas rozgrzewki przed walką
moje ciało wyraźnie czuje, że stoczy pojedynek, bo znacznie wzrasta wtedy we
mnie poziom agresji. Przychodzą myśli, że muszę roznieść przeciwniczkę. Kiedy
staję w korytarzu i czekam na wyjście do ringu, chcę się w nim jak najszybciej
znaleźć i zacząć walkę. Po usłyszeniu początku mojej piosenki ruszam między
liny i ogarnia mnie ogromnie skupienie. Kiedy już wejdę po schodkach, jestem w transie.
Wiem, że dookoła jest publiczność, obok trener, a w ringu sędzia, ale widzę
praktycznie tylko przeciwniczkę – trochę jakbym trzymała ją na celowniku. Nie
rejestruję wtedy żadnych niepotrzebnych dźwięków – słyszę tylko słowa trenera i
sędziego.
Po walce
Po konfrontacji wyrzut hormonów
szczęścia jest tak duży, że jest to jeden z powodów, dla których boksuję.
Myślę, że można to porównać do początkowej fazy zakochania. Nie lubię oblewać
zwycięstwa, bo ten stan jest tak idealny, że nie chcę go zmieniać żadnymi
substancjami. Wolę wrócić do domu i przed snem odtworzyć sobie walkę w głowie.
Każde starcie daje impuls do
ciężkiej pracy – słabe, bo chcesz poprawić błędy i się odkupić, a dobre, bo
chcesz, by kolejne też tak wyglądały. Po gali mam więc znowu napęd do pracy,
przez co nie lubię odpoczywać dłużej, niż 2-3 dni. Następnie powracam do codziennych
treningów czekając, aż dostanę kolejną szansę wejścia między liny.
Nieraz mnie to zastanawiało. Fajnie to przeczytać, z perspektywy ekranu wydaje się że ktoś kto wychodzi na ring -jakby to nazwać- ma to we krwi, a tak nie jest; to wielkie przeżycie! Może to niby nie odkrywcze, ale zaskakująco często zapominane.
OdpowiedzUsuńTen blog normalnie wychowuje i uczy :)
Czuć ducha sportu, profesjonalizm. No i te kobiece sposoby w "kilka dni przed walką" :)
Okej, na 2014 zdrowia po pierwsze, równolegle do tego "tunnel vision" i spełniaj swoje plany.
No i drapnij coś na blogu od czasu do czasu. :)
Fajnie, że tak zawzięta i ładna Tygrysica prowadzi blog :)
OdpowiedzUsuńFajnie poczytać blog pisany przez zawodową zawodniczkę ;-) Również prowadzę bloga, zapraszam może coś Cie zainteresuje ;-)
OdpowiedzUsuńhttp://magiaringu.blogspot.com
Właśnie oglądałem wywiad w Sport Klubie. Jesteś przesympatyczna, piękna i bardzo inteligentna. Od dziś masz we mnie kibica. Powodzenia dziewczyno!
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad w Sport Klub. Zawsze potrafi Pani czymś zaskoczyć. Kobieta na ringu to rzadkość w Polsce. Przed komputerem już nie. Za ukończenie PJWSTK wielki szacun. W następnym wywiadzie pewnie dowiemy się, że język japoński też ma Pani dobrze opanowany.
OdpowiedzUsuńCo prawda nie udało mi się otrzymać akredytacji na galę w Lublinie, ale może kiedyś będę mógł zamieścić Pani zdjęcie na: http://cobaltsport.blogspot.com
Życzę wytrwałości w dążeniu do Mistrzowskiego Pasa.
Każde starcie daje impuls do ciężkiej pracy, no właśnie, Jak o mojej prace dla nauczycieli języka japońskiego w Lublinie http://preply.com/pl/lublin/oferty-pracy-dla-nauczycieli-języka-japońskiego
OdpowiedzUsuń